Tumblr Mouse Cursors

piątek, 24 stycznia 2014

ROZDZIAŁ 1

Jak zwykle musiałam odebrać tego szczeniaka ze szkoły. Nienawidziłam tego robić. Jego koledzy są straszni. Z resztą tacy sami jak on. Nie mała czasu po niego przyjeżdżać, ale obiecałam mamie, że się nim zajmę. Chodzę na studia i muszę się uczyć, a on tylko imprezuje. Nasi rodzice nie zwracają na to uwagi. Dla nich nie istniejemy. Wyjechali z Londynu dwa lata temu. Obiecywali, że wrócą i mam taką nadzieję, ale powoli ją tracę. Ja już  sama nie daję rady. Ratują mnie tylko moje koleżanki. Często siedzę sama w domu i płaczę. Harry nigdy się mną nie zainteresował.
Podjechałam autem pod jego szkołę i otworzyłam okno. Zwołałam go, kiedy rozmawiał z kolegami. Nawet się na mnie nie popatrzył. Postanowiłam wyjść z samochodu i do niego podejść.
- Nie słyszysz mnie? – zapytałam i tylko czekałam na niemiłą odzywkę
- A co ty taka troskliwa nagle się zrobiłaś – odpowiedział i popchną mnie.
- Albo wsiadasz, albo wracasz na piechotę – musiałam mu coś odpowiedzieć, słyszałam jeszcze jak jego koledzy się śmiali i weszłam do auta. On szybko podbiegł do drzwi i wsiadł po mnie.
- Ja nie mogę, ty masz jakiś problem czy coś? – od razu na mnie warknął, z moich oczu popłynęły łzy
- Obiecałam mamie… a z resztą rób co chcesz – nie wytrzymałam presji. W brew pozorom nie byłam silna psychicznie, każda nasz kłótnia to pogarszała. Z każdym dniem byłam słabsza. – wyjeżdżam razem z wydziałem za dwa dni. Masz nie rozwalić nam domu. – powiadomiłam go
- Zrobię co zechcę, a ty możesz nawet umrzeć i mnie to nie ruszy – powiedział i nastał cisza. Po tych słowach serce mi pękło i tylko co jakiś czas z moich oczu wypływały strumienie łez. Myślałam, że zaraz powie coś w stylu „nie udawaj”. Nie lubiłam takiego zachowania, kto by lubił. Weszliśmy do domu i Harry od razu rzucił się do telefonu. Słyszałam tylko „no moja stara (tak mnie nazywał) wyjeżdża i organizuję imprezę…”.
***dzień wyjazdu***
- Harry proszę Cię uważaj na siebie – krzyknęłam do niego 
- Jasne - odpowiedział i wyszłam. Nie miałam nastroju. Głowa mnie bardzo bolała. Kiedy dojechałam pod uniwersytet zobaczyłam moja przyjaciółkę.
- Cześć! - powiedziała i ruszyła w moją stronę
- Hej! Nie mogę uwierzyc, że to już dzisiaj - powiedziałam próbójąc ukryć swoje zmęczenie i zły humor.
- Harry dał Ci chyba nieźle popalić - nie byłam dobra aktorką. Od razu po mnie wszystko widać.
- Ja już nie daję rady, jak tak dalej pójdzie to nie wiem co się ze mną stanie. Nie wiem jak to jest, ale ja jestem tylko dwa lata starsza. Chyba nigdy się tak nie zachowywałam. - odpowiedziałam, a moje powieki zaczęły szybko mrugać ze zmęczenia. - Nie spałam całą noc, bo smarkacz słuchałmuzyki
- Jak juz wrócimy to zostaniesz u mnie, a niech sobie radzi sam, za dużo dla niego zrobiłaś - w sumie miała rację.
Nareszcie przyszła cał grupa i mogliśmy ruszać. Jechaliśmy do Francj na jakieś wykłady. 
W samolocie czytałam książkę, a Emili Rose słuchała muzyki. Po 45minutach lotu, stewardessy zaczęły roznosić kawę. To mi się przydało. Po wylądowani, odszukałam bagaż i taksówką pojechałyśmy do hotoleu. Długo nie spałyśmy i rozmawiałyśmy, ale tym razem nie o mojej rodzinie tylko o miłości i takich tam duperelach. Mogłam odpocząć od całego chaosu. Zasnęłyśmy o 2 w nocy, a musiałyśmy zdążyć  na 8 na wykłady. Było trudno, ale udało się. Po zajęciach miałyśmy chwile dla siebie. Poszłyśmy na zakupy, a potem do kawiarni. Usiadłyśm i  nie czekałyśmy długo aż kelner do nas podejdzie.
- Dzień dobry! - powiedział wysoki blondyn - czy są już panie na coś zdecydowane?
- Ja poproszę kawę, tylko czarną - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się
- A ja lodu truskawkowe
W czasie, kiedy nasze zamówienia robiły się ja zadzwoniła do brata
- Halo! - usłyszałam damski głos i zaczęłam wyobrażać sobie pełno rzeczy - dawaj to - i Harry przeją telefon - czego chcesz?
- Zapytać czy dom stoi na miejscu i czy chcesz coś z Paryża - jak już tu jestem to mu cos kupię
- Nie wiem, a dom nawet nie drgnął - odpowiedział i rozłączył się. Powiedział to bardzo niemile. Ja każdym słowem się przejmowałam. Emili próbowała mnie pocieszyc, ale jej się nie udało. Moim oczom ukazał się kelner niosący moją kawę. Niestety zachaczył fartuchem o drzwi i wylał ją na moja rękę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz